Od lat zastanawialiśmy się co ludzie widzą w Bieszczadach… zupełnie nas w te strony nie ciągnęło, aż do weekendu majowego. Zanudzać Was nie będę co robiłam krok po kroku, bo kto ciekawski zerkał na Snapchat (Lastowicze) 🙂 Bardziej ciekawi nas fenomen niektórych miejsc i kwestia jak bardzo można spieprzyć to co atutem regionu się nazywa. Celowo a może nieświadomie?
1. DREZYNY ROWEROWE
Jakie to fajne, jakie to ciekawe, jakie to retro! No koniecznie zaliczyć tę atrakcję regionu musieliśmy. Piękny trakt wybudowany jeszcze za czasów austriackiej świetności, na którym już zwykłej kolei nie zobaczysz. Mknie po torach jak szalona drezyna rowerowa a nawet ich sznur. Drezyna sama nie pojedzie, drezynę powozisz sam. Atrakcja tym bardziej ciekawa, że możesz powozić razem z przyjaciółmi i podziwiać piękne Bieszczady, integrować się z naturą i przy tym wszystkim powalczyć o bycie FIT.

Słynna stacja Uherce Mineralne – to stąd właśnie drezyny napędzasz. Stacja bajeczna, vintage do kwadratu i zdecydowanie najpiękniejsza na jakiej mieliśmy okazję być. Sam Harry Potter może co najwyżej różdżką pomachać a i tak takiej na trasie do Hogwartu nie uraczy. No ale tu zaczynają się schody! Tras masz do wyboru całe cztery i całe cztery różnią się od siebie kilometrami a przede wszystkim widokami. Rozczarowanie nasze było ogromniaste i już piszę dlaczego. Trasa Uherce Mineralne przez Jankowce i z powrotem łącznie 15 km czas około 2 godziny.

Spodziewaliśmy się spokojnej przejażdżki z chwilą na prowiant w postaci przydrożnego serka domowej roboty, łyka piwka z lokalnego browaru lub miodu pitnego z pobliskiej pasieki. Spodziewaliśmy się chwili na integrację z naturą i fotki z dolinami i pagórkami w tle. Noż jakie było nasze zdziwienie gdy drezyny jak szalone ruszyły jedna za drugą i nabierały coraz to wyższej prędkości, a chwila nieuwagi powodowała, że drezyna za nami uskuteczniała tak zwany pojazd w tyłek.
Pędzimy, pędzimy, pędzimy i buch,
kalorie, kalorie, kalorie i ruch
oddechu brakuje na foto i gadki
mokre od potu masz stanik i gatki
pędzimy, pędzimy, pędzimy i buch
zamiana …
po 300 metrach umieram i nie mam siły na więcej.
O zgrozo co to za tempo nam narzucają, przecież to rekreacja, przecież to wycieczka krajoznawcza, przecież to atrakcja dla rodzin z dzieciakami. Obserwowałam szczęśliwe rodziny zasiadające w drezynce wraz ze swoimi dziećmi lat 6. Przy pierwszej przerwie technicznej na oczach rodziców malował się nieśmiały zachwyt (100 metrów) , na drugiej przerwie technicznej na twarzach malował się ból (500 metrów) , a na trzeciej przerwie miałam wrażenie że chcą oddać swoje dzieci do adopcji a na swoją drezynę przygarnąć starsze, silne i umięśnione w nogach stworzenia, które wygrały olimpiadę w kolarstwie górskim (3 kilometry dalej).

Przed nami jeszcze tylko dwanaście a mój mąż właśnie zaczął odczuwać skutki ostatniego urazu kości ogonowej no i po zabawie. Znajomi najchętniej wyrzuciliby mnie z drezyny ale trzeźwo zdawali sobie sprawę, że dwie dodatkowe nogi z ADHD to większe prawdopodobieństwo przeżycia. Mąż już do mnie przestaje mówić, znajomi jeszcze z przyzwoitości odpowiadają na pytania. Na koniec urwał mi się pedał (na szczęście 200 metrów od mety). Trasa beznadziejna, trasa bez żadnego punktu widokowego. Chyba, że ludziom z Bieszczad wydaje się, że trawa i drzewa to dla turystów z miasta atrakcja. Zdecydowanie polecamy opisać trasy szczegółowo, zdecydowanie polecamy ostrzegać turystów przed trudem jaki ich czeka i zdecydowanie polecamy nie pędzić! Tracker Swarovkiego, o którym mowa w kilku postach wstecz co zrobił? Padł bidulek z nadmiaru wrażeń. Jestem pewna, że pobiłabym rekord aplikacji i dostałabym złoty medal za nadaktywność weekendową.

Jestem przekonana, że nasze odczucia były by całkowicie inne gdyby nie ta prędkość, ten pot na czole i brak czasu na integrację z naturą. A przecież na tej trasie piękne ikony, piękny kościółek drewniany, pasieki, stary browar i inne cuda. Aż szkoda potencjału drzemiącego w okolicy. Mam nieodparte wrażenie, że biznes przyćmił ideę a to niestety nie wróży nic dobrego. 20 zeta za magnes to stanowcza przesada nawet dla nas wytrawnych zbieraczy lodówkowych. Potencjał niesamowity! Atrakcja nawet dla nas branży turystycznej świetna, ale o zgrozo nie idź Sabo tą drogą drezyny się wykoleją i to szybko. Trzymamy kciuki za ten projekt bo jest unikatowy i potrzebny ale nie w takiej postaci i w takim pędzie.

2. ZAPORA NAD SOLINĄ
Solina … natura, wypoczynek, cisza, spokój, żagle w oddali, domek drewniany z pomostem w tle. Takie wspomnienia z dzieciństwa zostały a po latach znalazłam się na Krupówkach do sześcianu z chińszczyzną po pakistańsku w tle. Co tu się wyprawia! Parkingi od 15 zeta bez względu na czas postoju, korki, smród frytury, surowe gofry i peruki kolorowe jako suwenir z Soliny. Serio??? Niestety nie ma innej drogi aby wejść na zaporę. Musisz to wszystko przeżyć, przejść, poczuć i stwierdzić, że wizyta na zaporze to debilny pomysł szczególnie w długi weekend. Miałam wrażenie, że przyjechała tam cała Polska i Słowacja z Węgrami przy okazji a do tego wybór pakistańsko chińskiej tandety przytłoczył Bieszczady w taki sposób, że nie mam pytań. Zrobienie z tego miejsca takiego kiczu, takiej masakry to trzeba mieć dar wyjątkowy. Wchodzisz na zaporę i nawet nie masz ochoty przez nią przechodzić, bo tłum niczym fala tsunami przedziera się w tym samym kierunku co ty, a druga nadchodzi z naprzeciwka. Hałas, smród, ceny z kosmosu, faszyn from raszyn. Nie wiem komu tak bardzo zależało na takim wizerunku Soliny, ale jeśli miał na celu go zmasakrować to udało się to w 500 procentach. Brawo! więcej tam nie pojadę i nie polecę nikomu kto wyobrażenie o Bieszczadach miał takie jak ja przed wyjazdem. Nie strzeliłam foty tego kiczu, bo wychodzę z założenia, że jak coś jest brzydkie to szkoda zapychać megabajty w aparacie. Zostawiam skrawek okolicy, jaką zapamiętałam z dzieciństwa.

3. LWÓW
Jesteśmy tak blisko czemu by nie? Lwów miasto, które urzekło nas od pierwszego wejrzenia. Kamienice tak piękne i unikatowe, cmentarz z tysiącem dusz w tle, opera z klimatem aż ciarki po ciele spacerują i to wszystko w najniższej cenie jaką można sobie wyobrazić.

We Lwowie jest bardzo tanio więc nas turystów stać na więcej niż zwykle. Możesz pozwolić sobie na porządną restaurację i ukraińskie pyszne procenty. Jest co tu robić i jest co zwiedzić. Urzekła nas uprzejmość ludzi, historia i kuchnia.

Osobistości niezwykłe we Lwowie mieszkały, uczyły się , żyły. Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, która była moją maturalną zmorą 😉 i Adam Hanuszkiewicz wybitny aktor i reżyser, a także Herbert i jego poezja.






To wszystko we Lwowie poczujesz. Największym niestety mankamentem jest przejście graniczne w Medyce. Ponad trzy godzinny postój z każdej strony zniechęca Cię konkretnie. Niewiadomo czemu stoisz i nic się nie dzieje, a jak nic się nie dzieje to po co stać? Nonsens i biurokracja, ale niestety nie przeskoczymy granicy autokarem a konkurencji Davidowi Copperfieldowi robić nie będziemy 😉 Dlatego też Lwów odwiedzimy ponownie i to z pewnością niemniej jednak jedyna droga jaka nas tam zaprowadzi to powietrzna. Zapewne trafimy jakiś przelot w rozsądnej cenie i spędzimy magiczne chwile w tym niesamowitym miejscu na co Was drodzy czytelnicy serdecznie namawiamy.
4. WIELKA PĘTLA BIESZCZADZKA
To tu znajdziesz prawdziwe Bieszczady. Niezliczona ilość pustelni, noclegów na sianie, ścieżek pieszej wędrówki i serpentyn, na widok których masz ochotę łyknąć Aviomarin. Jest natura, są globtroterzy, są potoki, drewniane chatki i owce pasące się w tle.
Spotkaliśmy nawet żubry, które szczerze mówiąc zauroczyły nas niesamowicie.

Czego tu nie ma? Nie ma tu z całą pewnością 3G. O 4G czy innych LTE możecie pomarzyć a choćby jedna kreska zasięgu więcej na twojej komórce sprawia, że czujesz się jak byś wygrał w konkursie mistera studniówki. Czego nie ma jeszcze? Nie ma stacji benzynowych! Mieliśmy nie lada problem z dojechaniem do stacji, a szczerze mówiąc tej kwestii nie wzięliśmy pod uwagę ruszając w Bieszczady. Na Pętli Wetlińskiej stacji prawie brak a jak już ją znajdziesz to jest to mały, schowany za drzewami dystrybutor, który od czasu do czasu dotknie jakiś zmotoryzowany turysta. Zaplanuj zatem swoje tankowanie należycie 😉
I takie właśnie niedoskonałe są Bieszczady. Ale wiecie co? One takie mają być! Niech 4G tam nie dochodzi, niech dystrybutorów paliwa będzie za mało, niech Medyka trzyma turystów nawet po 5 godzin i niechaj drezyny wyszarpią ostatnie krople potu z nas ciekawskich. Może tym właśnie sposobem spędzimy więcej czasu na rozprawianiu o Bieszczadach a jak wiadomo od wieków nie ważne co gadają ważne że o nich głośno 🙂



PS. Ośrodek Bieszczady w Myczkowcach czyli nasz dom przez ostatnie 4 dni urzekł nas niesamowitą lokalizacją, ciszą , spokojem a przede wszystkim personelem, który wstał o 5 rano aby przygotować nam suchy prowiant do Lwowa, który przygotował plan wycieczek z których nie miał ani centa, i który zaopiekował się nami w taki sposób w jaki niejeden 5 gwiazdkowy resort nie potrafi i potrafić nie będzie choćby dostał szóstą gwiazdę. Rekomendacja Lastowiczów bez dwóch zdań.




Bardzo ładne zdjęcie żubrzyka 🙂
Zapozował skubaniec 😉
Dobrze piszesz Izabelo.
Wyśmienity czas, kupa śmiechu i te gwiazdy. … wrócimy tam 😊
gwiazdyyyyy! zapomniałam !!!! Moc o jakiej w Gwiezdnych Wojnach mogą pomarzyć!!!
Dzień dobry,
Bardzo dziękuję za wpis poświęconym Bieszczadom. Kilka spraw zostało w tekście poruszonych. Po pierwsze primo – chińszczyzna w PL, no jakoś tak się stało, że my Polacy fascynujemy się kiczem, a może on nas zdominował i już nad nim nie panujemy? Nieważne jest gdzie mieszkasz w Łodzi czy w Trójmieście
We Wrocławiu, czy w Krakowie na południu, czy na wschodzie… jest kicz jako stały element kształtowania przestrzeni w której żyjemy albo odpoczywemy, ale chyba … jesteśmy w punkcie tzw. krytycznym i chyba zaczyna nam ten kicz, te ciupagi “Solina 2016” przeszkadzać. Nie tak dawno na Rajcowie z Zakopengo usiedli, wyciągneli pióro i zaczeli “park kulturowy na terenie krupówek” – likiwidacja reklamy zewnętrznej, usunięcie tygrysków i innych pluszowych janosików – ciekawe jak na to zareagują lokalni byznesmeni – pożyjemy, zobaczymy!
Chiny sa wszędzie i to troszkę straszy ale zapotrzebowanie jest bo to co się w tych straganach wyprawia… szkoda tylko że ludzie bardziej zainteresowani są sztucznymi włosami czy pluszową rybą niż samym miejscem do którego przyjechali. Strasznie nas to zniesmaczyło.
Kurcze znowu ja, przepraszam
1234 – te punkty cztery
chyba to nie są bieszczady, na pewno nie
(1) produkt innowacyjny w PL, jest idea – ale chyba potrzeba trochę czasu
(2) solina – każdy rejon w PL ma swoje krupówki, to na pewno nie są bieszczady
(3) oh medyka – stanie i czekanie, na piechote znacznie szybciej bus z przemyśla – spacer mrówki – marszrutka po kontroli granicznej do samego centrum Lwowa – całość 20 PLN czas trwania 2-3h. Ruch kołowy? na podkarpaciu rekordzista ma zarejstrowanych ponad 1000 (sł. tysiąc) samochodów dla naszych wschodnich sąsiadów – biznes ma się bardzo dobrze.
(4) to chyba są trochę bieszczady – nie ma benzyny, chyba fajnie byłoby stanąć gdzieś pośrodku pętli i śmiać się z siebie i swojej głupoty? Fajnie-niefajnie?
Bieszczady sensu stricte jako powierzchnia, kawałek mapy tak, bieszczady jako to coś i cała ta magia – to wszystko jest gdzieś tam … może przesunęło się bardziej na zachód – w beskid niski – do Łemków, Bojków i innych Hucułów, do Stasiuka – idea migruje.
pozdrawiam
Prawda… W głównej mierze naszym celem były Bieszczady ale być tu i nie odwiedzić okolicy to grzech ciężki. 4 dni i tak wiele do zobaczenia, ciekawość to pierwszy stopień do piekła ale my mamy tam już chyba lożę 😉 I zapraszam częściej bo napędza do pisania 🙂