Wycieczka szkolna do stolicy lata 90’te. Spakowane kanapki, soczek ze słomką, aviomarin w kieszeni. Zakupiona klisza Kodaka i z dumą wsiadam do autokaru, bo kliszę mam na 36 turbo klatek a nie nędzne 24. W Warszawie największe wrażenie robi na mnie dumny paw spacerujący po Łazienkach Królewskich, no więc 35 klatek tej turbo kliszy to oczywiście paw. Żeby nie było, że Lastowiczki na wycieczce nie było, siostra strzela ostatnią najcenniejszą – trzydziestą szóstą – fotkę na przystanku w lesie. Poza wiadoma… a mianowicie w pozycji na Małysza oddająca mocz przy trasie na Kielce. Wycieczka zaliczona, dwa dni później ekscytacja w punkcie wywoływania zdjęć sięga zenitu. Zza kotary wyłania się dostojnik niczym Snape z Harrego Pottera i oznajmia:
„ Bardzo mi przykro, ale klisza jest prześwietlona”.
No i masz! Tragedia, rozpacz, niedowierzanie! Przecież otworzyłam tylko troszkę, tylko na chwilkę schowana pod kurtką z ortalionu, co by sprawdzić czy oby na pewno nie ma tam jeszcze jednej cennej klateczki. Los jednak zesłał szczęście w postaci siostry bliźniaczki, która też miała swój cenny sprzęt na 36 klatek – w końcu do komunii rodzice posłali razem 😉 Siostra bardziej cierpliwa i przewidująca, no więc fantastyczny paw w trzydziestu pięciu odsłonach oraz szybki sik na krajówce jest a jakże! Albumów z tego okresu cały regał i jestem tej epoce wdzięczna do kwadratu! Zapał do fotek mam po rodzicach, a dowodem na to jest kolekcja fotografii wszelakich, które w nieznacznej części podwędziłam z domu rodzinnego.
Dziś wracam z wakacji, w plecaku podręcznym aparat na 64 giga pamięci, zapasowa karta bo a nóż… w telefonie 128 giga, na kompie terabajty niezliczone, dron co by już całkiem dowalić do pieca z GoPro, no i masz babo placek!
Technika śmignęła z postępem jak dzika, a upodobania do pstrykania miliona ujęć tego samego obiektu czy sytuacji niezmienne. Obiecujesz sobie, że w tym roku to już nie odpuścisz, wybierzesz te kilkanaście najlepszych zdjęć z podróży do Tajlandii i wywołasz co by było namacalnie w albumie. Odpalasz płytę CD, zapisaną kilka lat temu a tu zonk, amba zjadła megabajty. Nie ma fot, nie ma nic, a co gorsza komputer krzyczy, że błąd i wypluwa Twoją płytę zawiniętą przecież tyle lat w folię bąbelkową. Wylana kawa na twardy dysk lub zagubiony komputer… przerabialiśmy i podziękujemy, bo sprzęt mimo, że szkoda to za mini ratkę kupisz, ale wspomnień i danych już niestety NIE!
Mam dla Was pewną propozycję, która zarówno zmobilizuje do porządków w zdjęciach jak i wszelakich pierdołach, które gromadzimy, przywozimy i kolekcjonujemy bez celu. Nie wiem czy to jakaś choroba ale uwielbiam zbierać bilety lotnicze, vouchery podróżne, opaski z hoteli i wszelakie gadżety, które o podróży mi przypominają.
Menu do wymarzonego lotu do Dubaju? A czemu by nie pamietać co jadłam tego dnia. Bilet do muzeum w Kairze? A i owszem! zademonstruję potomnym jak jakieś ufo postanowi nam piramidy porwać. Blankiecik na prysznic na polu namiotowym z Open’er Festival? Oczywiście! Prysznic był na wagę złota więc bilecik jest bezcenny 🙂 Wejściówka na wymarzony koncert Beyonce, wyczekiwany koncert Depeche Mode dla Kapitana Grzegorza czy bilecik na metro w Paryżu, kiedy to błądziłam jak dziecko we mgle. I tak można wymieniać w nieskończoność.
Mam tego pudeł kilka, ale jak na porządną Lastowiczkę przystało, wszystko posegregowane i ma swoje miejsce. Dlaczego by tego nie wykorzystać! I tak właśnie tworzysz własne wspomnienia z podróży. Dziennik wspomnień, do którego możesz wrócić w każdej chwili. Izabelka niczym sroka kolekcjonowała skarby z wyjazdów i teraz ma roboty po pachy. Po dniu pełnym wrażeń, zasiadam do swojego dziennika podróży i przeglądając swoje zdobycze z kilkunastu lat, planuję chronologicznie układ wspominek. Niesamowicie pomocne okazują się pieczątki w starych paszportach, vouchery i karty pokładowe, z których wyczytać można wszystkie daty, kierunki i czas lotu.
Nie byłabym sobą gdybym nie zadbała o stronę graficzną, no więc wyciągam stare kredki, którymi rysowałam chyba w podstawówce, przydatne niteczki, sznureczki, guziki i wszystko to co wyda Ci się atrakcyjne.
Tak powstaje sztuka scrapbookingu, która ma nieograniczone możliwości tworzenia, a jedyną granicą jest Twoja wyobraźnia. Spytaj wujka Googla o scrapbooking. Jest tego masa i ciut ciut, inspiracji niezliczona ilość. Możesz tworzyć ze wszystkiego! Sztuka ta ma tak wiele pozytywów, że aż nie do wiary! Nie dość, że tworzysz jedyny, niepowtarzalny, oryginalny dziennik podróży, to jeszcze uspokajasz się niczym na fotelu terapeuty albo po tabletce Xanaxu 😉 Nie łykam, widziałam w TV jak Tony z Rodziny Soprano posiłkował się ową terapią.
Wyciągaj swoje skarby z podróży i zacznij planować swoje dzieło sztuki! Jeśli potrzebujesz materiałów, polecam TK MAXX, w którym to znalazłam ten duży dziennik, a i dodatków do wyboru do koloru.
Zmobilizuj się do porządków w komputerze! Posprzątaj w czeluściach gigabajtowych folderów z fotkami z wakacji. Wybierz po 20 najcenniejszych. Wywal nieostre, smutne, bez wyrazu, bez fajnego tła, z mistrzami drugiego planu. Nie dość, że zaczniesz lubić swój niezwieszający się komputer z powodu większej ilości miejsca na dysku, to jeszcze upiększysz swój dziennik podróży wspomnieniami.
Jeśli masz zamiar stworzyć swój dziennik podróży to zacznij już teraz! Nie czekaj do jutra! Bo to się NIE WYDARZY! Zacznij od porządków w kompie i działaj JUŻ!
Za kilka tygodni zamiast bezmyślnie odświeżać fejsa, paplać o niczym na pięciu grupach na raz, zerkać na lajki na instagramie, ZRÓB PORZĄDEK.
Ustaliłam to przed końcem roku czytając świetny wpis Barbry Belt, która ma zawsze rację nawet jak jej nie ma 😉 i do którego to wpisu odsyłam serdecznie.
Nie składaj kolejnych obietnic noworocznych, nie wyznaczaj sobie celu nie do zrealizowania. Zrób porządki w tym co masz, może odśwież szafę, oczyść powietrze z toksycznych znajomości, napraw kapiący zlew i posprzątaj w lodówce. Porządki w życiu zrób zaczynajac od małych rzeczy, które tak na prawdę okażą się WIELKIE!
Powspominaj, wycisz się, oderwij od internetów, podumaj nad przeszłością, pobaw się w artystę i pochwal się dziełem, które dziś już wiem, że będzie WYJĄTKOWE! Zmień swoje wieczory na bardziej analogowe z czasów kliszy na 36 kadrów.
Uciekam do roboty i krzyczę:
KLISZO 36 WRÓĆ !!
potrzebujesz zdjęć z wakacji ?
zacznij od wakacji
Super!
bardzo dziękuję ! stały czytelniku 😉
Świetny wpis! Też mam zwyczaj zostawiania sobie wszystkiego z podróży – karty pokładowe, naklejki na bagaż, ulotki z hotelu, bilety wstępu do miejsc, które zwiedzałam. Wracam często z kilogramem prawie pamiątek. 🙂
Staram się jakoś segregować, ale zazwyczaj kończy się na wrzuceniu wszystkiego do jednego wielkiego “pudełka wspomnień”,w którym znalezienie czegokolwiek wiąże się z cudem. 🙂 Chyba czas na porządki… czuję się porządnie zainspirowana!
Bardzo dziękuję i zdecydowanie zaganiam do porządków 🙂 ps. Pochwal się za jakiś czas swoim dziełem!